piątek, 12 kwietnia 2019

NUMER PIĘĆ

MICHELLE
Obudziłam się dość niechętnie. Przetarłam zaspane oczy i przekręciłam się na plecy. Miło jest przeciągnąć się samej w dużym, dwuosobowym łóżku. Chwila. Samej? Przecież Liam zasypiał ze mną. No cóż, nie zamierzam narzekać. Z uśmiechem odrzucam kołdrę i wstaję. Wybieram ciuchy, biorę szybki prysznic i idę do kuchni zrobić sobie kanapki. Okazuję się jednak, że ktoś mnie uprzedził.
-O już wstałaś? - rzuca Liam nawet na mnie nie zerkając znad ciasta na naleśniki.
Nie jestem w stanie nawet odpowiedzieć, stoję jak wryta w drzwiach kuchni.
-Co myślałaś, że sobie poszedłem? - chłopak zaszczyca mnie spojrzeniem.
-Miałam taką cichą nadzieję - mruczę pod nosem.
Ku mojemu zdziwieniu szatyn roześmiał się i pokręcił głową z rozbawieniem. Zaskoczona, ale z lekkim uśmiechem siadam do stołu.
-Powiedz, że nigdzie dzisiaj nie muszę jechać.
-Nigdzie dzisiaj nie musisz jechać.
-Tak! - wyrzucam ręce w geście triumfu.
-Aż tak nas nie lubisz? - pyta Liam marszcząc brew.
-Kiedy naleśniki? - odpowiadam pytaniem.
Chłopak zaciska usta w wąską linię, ale nic nie mówi i przekręca naleśnika na patelni, po czym kładzie go na kilka poprzednich na talerzu i podaje mi razem ze słoikiem dżemu i nutelli. Zaczynam jeść śniadanie w niezręcznej ciszy. Po kilkunastu minutach chłopak siada naprzeciw mnie z talerzem.
-No więc? - pyta.
-No więc co? - odpowiadam z pełnymi ustami.
-Rodzice nie nauczyli Cię kultury? - lekko warczy.
Na wzmiankę o rodziach tężeję, przełykam to co mam w ustach i wstaję od stołu.
-Dziękuję za śniadanie, jak zjesz to wyjdź - uśmiecham się sztucznie i opuszczam kuchnię.
-Mitchi kurwa! - krzyczy za mną.
Nie reaguję. Przechodzę przez swój pokój i idę do łazienki. Siadam na brzegu wanny i ukrywam twarz w dłoniach.
-Mitchi wyjdź! - Liam dobija się do drzwi łazienki.
-To Ty miałeś wyjść - syczę.
Słyszę ciężki oddech po drugiej stronie drzwi, ale nie reaguję na to. Jeżeli on nie pójdzie, ja nie zamierzam stąd wyjść.
-Mitchi porozmawiajmy
-Nie mam o czym z Tobą rozmawiać - mówię twardym, zdecydowanym głosem.
-Chociaż otwórz - mówi już o wiele spokojniejszym głosem, wręcz łagodnym.
Jednak im bardziej on się uspokaja, tym bardziej ja się irytuję. Co on sobie wyobraża?! Nie zdążyłam się przeprowadzić i zacząć normalnego życia, a on zaczął mnie prześladować. Cholera jestem Black. Nie dam się. Wstaję i otwieram drzwi, natrafiając prosto na jego zmartwioną twarz.
-Mała posłuchaj..
-Nie - przerywam mu. - To Ty mnie posłuchaj - dźgam go palcem w tors.
Zdezorientowany chłopak cofa się o krok.
-Mogę z wami jeździć na wyścigi i na jakieś beznadziejne imprezy. Mogę udawać kolejną Twoją zabaweczkę i bronić się przed poprzednimi, ale nie chcę mieć z Tobą styczności poza całą tą szopką - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy. - A teraz bardzo Cię proszę wyjdź z mojego domu. Załatw sobie mój numer z tych samych źródeł, z których wiesz jak się nazywam i pisz jak będę potrzebna.
Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i czekałam na jakąkolwiek reakcje z jego strony. Byłam gotowa na wojnę, jeżeli ją zacznie. O dziwo chłopak zwiesza głowę, mruczy coś niezrozumiałego pod nosem i wychodzi z pokoju. Spodziewałam się krzyku, latających mebli, no tak na prawdę wszystkiego, ale nie tego. Oddycham głęboko, żeby się opanować i opadam na fotel koło okna. Na dworze świeci słońce, choć nie ma jeszcze południa. Może bym pobiegała dla rozluźnienia. Wstaję i zmieniam dżinsy na czarne leginsy. Związuję włosy w wysoki kucyk i biorę słuchawki z szafki nocnej. Klucze zostawiam w kuchni, okolica jest raczej bezpieczna, odliczając pięciu popaprańców i nie boję się, że ktoś mnie okradnie. Przed rozpoczęciem biegu powstrzymuje mnie osoba siedząca na schodach werandy.
-Miałem wyjść z domu, więc czekam tutaj - Liam wzrusza ramionami.
Biorę głęboki oddech, wkładam słuchawki do uszu i mijam go, nawet na niego nie patrząc. Ale przecież to by było za proste. Czuję szarpnięcie za koszulkę. Odwracam się i niechętnie wyciągam słuchawki z uszu.
-Mała no nie bądź taka - Li uśmiecha się delikatnie trzymając ręce w kieszeniach dżinsów.
-Zejdź mi z oczu człowieku, nie chce mi się nawet na Ciebie patrzeć - wywracam oczami.
-To nie patrz - wzrusza ramionami. - Ale porozmawiaj ze mną.
-Powiedziałam Ci wszystko co mam do powiedzenia, wynoś się - warczę.
-Mitchi..
-Kurwa - sfrustrowana wyrzucam ręce w górę. - Choć raz to Ty zrób to co ja chcę, a nie na odwrót!
Chłopak popatrzył na mnie jakby upewniając się, że jestem wystarczająco zrównoważona psychicznie, żeby zostać sama i odszedł. Oparłam dłonie o kolana, westchnęłam i zerwałam się do biegu. Po przebiegnięciu jakiś pięciu kilometrów stwierdziłam, że może byłam za ostra dla tego dupka. Nie to, że go od razu polubię, ale przeprosić by wypadało. Lekkim truchtem zaczęłam kierować się w stronę warsztatu, gdzie spodziewałam się zastać Liama wraz z resztą chłopaków. Gdy byłam już blisko usłyszałam podniesione głosy, więc uspokoiłam oddech i zakradłam się, żeby trochę podsłuchać.
-Jezu jak ona mnie wkurwia!
-Ale co Ci zrobiła Liam?
-Ja jej robię naleśniki, staram się być miły, a ta mała idiotka dalej nie da się owinąć wokół palca! No kurwa, ile mam wokół niej biegać?!
Reszt chłopców wybucha śmiechem.
-Za kogo ona się ma?! Jeżeli jej w sobie nie rozkocham to nie będzie chodzić tak jak jej zagram, a przypominam wam, że to nam potrzebne, bo ostatnia szmata zerwała się ze smyczy!
-Nie rozkochasz mnie w sobie Payne - wychodzę z ukrycia z wysoko podniesioną głową.
-Kurwa. Michi, nie możesz tego brać dosłownie. On jest po prostu zły i plecie głupoty - Niall uspokajająco kładzie mi rękę na ramieniu.
Uśmiecham się do niego i kręcę głową.
-Niezła próba blondasku
Wszyscy chłopcy stoją osłupiali i wpatrują się we mnie, oprócz tego, który przed chwilą krzyczał najgłośniej. Dla niego podłoga jest znacznie ciekawsza.
-Miło było was poznać chłopcy, obym więcej nie musiała z wami rozmawiać - czochram Niall'a po włosach i odchodzę.
Po kilkunastu metrach ktoś łapię mnie za łokieć.
-Michelle, ja przepraszam.. Cholera na prawdę Cię przepraszam, byłem wkurwiony, gadałem brednie - Liam patrzy mi prosto w oczy i jest ewidentnie zmieszany.
Uśmiecham się, odwracam i odchodzę. Nie zamierzam zaszczycić go najkrótszym słowem.
- Proszę - krzyczy za mną. - Daj mi ostatnią szansę i pojedź dzisiaj z nami na imprezę, wiem że miało żadnej nie być, ale jednak zmiana planów.
Te słowa zatrzymują mnie. Do mojej głowy wpadł pewien pomysł, odwracam się twarzą do chłopaka i kiwam potakująco głową. Zadowolony Liam wypuszcza powietrze z płuc i mówi, że będzie po mnie o 19. Wracam do domu i przeglądam szafę. Dzisiaj muszę wyglądać jak najlepiej się da. Wybrałam czarny crop top na ramiączka i do tego rozkloszowaną spódniczkę w tym samym kolorze. Ułożyłam ciuchy na łóżku i poszłam wziąć długą kąpiel. Po dwóch godzinach spędzonych w wodzie stwierdziłam, że czas zacząć się szykować. Wysuszyłam, a następnie wyprostowałam włosy, narysowałam idealnie kreski na powiekach, wytuszowałam rzęsy i pomalowałam usta czerwoną szminką. W szlafroku poszłam do przedsionka, aby znaleźć swoje ulubione czarne szpilki na platformie i z paseczkiem wokół kostki. Zerknęłam na zegarek, zostało mi pół godziny do przyjazdu chłopaków. Ubrałam się, zgarnęłam klucze do torebki, przejrzałam się w lusterku i wyszłam przed dom. Akurat gdy schodziłam z werandy, podjechał Liam swoją czarną audi. Nie czekałam, aż zamknie usta i otworzy mi drzwi, tylko zrobiłam to sama. Li wsiadł do auta chwilę po mnie.
-Wyglądasz nieziemsko
-Wiem, jedź - odwróciłam głowę w stronę szyby.
Payne nie skomentował mojego zachowania i nawet nie próbował kłaść ręki na moim udzie podczas jazdy. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, chłopcy już czekali. Po wymianie przywitań ruszyliśmy do domu. Miałam tyle szczęścia, że mój główny punkt planu pojawił się bezpośrednio przede mną i to sam.
-John! - krzyknęłam i potruchtałam w jego stronę zanim chłopcy zdążyli mnie powstrzymać.
Złapałam chłopaka pod rękę i szybko wciągnęłam w plątaninę ciał mówiąc, że musimy porozmawiać.
-Gdzie Twój Liam mała? - zaśmiał się szatyn.
-On nie jest mój, ani ja jego i o to tu chodzi. Widać, że nie lubisz chłopaków, a ja wolę być przeciw nim, niż z nimi, co oznacza, że chętnie zapoznam się z Tobą i Twoją ekipą - uśmiecham się uroczo, poprawiając włosy.
-Wchodzę w to mała - łapie mnie za rękę. - Trzeba o tym powiedzieć naszym chłoptasiom.
Przedzierając się przez tłumy ludzi próbujemy zlokalizować chociaż jednego z chłopaków. Nie musimy daleko szukać, koło bar stoi cała piątka, John uśmiech się i kładzie dłoń na moim biodrze, i powoli idzie w ich stronę.

______________________

AKTUALIZACJA BOHATERÓW NASTĄPIŁA.